Pani
Bovary Flauberta poruszyła mnie do głębi. Zaczęło się
niewinnie, a wręcz odstręczająco. Strasznie ciężko było mi
przebranąć przez początek książki – wydawało mi się, iż
autor pisze ciężko, bezładnie, momentami kreśląc bazgroły jak
jakiś grafoman. Historie ukazujące się na początku pojawiały się
i przemijały tak szybko, iż nie sposob było się wczuć w
jakąkolwiek postać, ani przeżywać wydarzeń razem z bohaterami.
Ale cieszę się, że po przeczytaniu kilkudziesięciu stron
postanowiłam nie odstawiać tej książki na bok.
Swoiste 'przewijanie' przez autora poczatkowych wydarzeń było najwyraźniej zabiegiem celowym, mającym uwydatnić losy głównej
bohaterki, która choć jest centralną postacią całej książki,
to jej osoba staje się głównym wątkiem dzieła dopiero w jego
połowie. Książka rozpoczyna i kończy się postacią Karola, który
mimo że nigdy nie zajął należytego miejsca w sercu Pani Bovary,
stał się fatum kierującym jej całym życiem, podporządkowując i
wpływjąc niejako na wszystkie decyzje jakie podjęła. To właśnie
Karol przebił się przez najmocniejsze skorupy moich uczuć,
sprawiając że po przeczytaniu książki rzuciłam nią ze złością
w kąt, tworząc w głowie lepsze dla tego biednego człowieka
zakończenie.
Tytułowa
Pani Bovary – Emma, wywoluje niesamowicie negatywne emocje. Jawi
się nie tylko jako osoba zadufana w sobie, małoduszna, zachłanna i
egostyczna, lecz także jako wyrodna, bezczelna, wyniosła i leniwa.
Ale mimo wszystko, po przebiciu się przez jej podłą skorupę
zrobiło mi się jej żal, czując wobec niej swego rodzaju litość
czy współczucie. Jej użalanie się nad sobą jest po prostu
przykre, a niemożność odnalezienia dobrych stron życia tylko tą
przykrość pogłębia. Jest jak typowa, życiowa ofiara losu, której próby radzenia sobie z przeciwnościami są tylko pozorne, a którą
przytłacza codzienność i konieczność dostosowania się do
warunków w jakich przyszło jej egzystować.
Pani
Bovary to książka o zdradzie, o miłości, lecz przede wszystkim o
zawiedzionych nadziejach, podupadłej na zdrowiu psychice i
deprecjacji wszelkich doznań. Mimo dosyć osobliwego stylu
pisarskiego Flauberta udało mi się dostrzeć w książce także mnóstwo
rozterek natury filozoficznej, co jeszcze bardziej połaczyło mnie z
wirem egzaltacji oraz depresją zmieszaną z melancholią głównej
bohaterki.
Do
szpiku kości przeszywa motyw śmierci z utęsknienia za ukochaną, ale najbardziej jest mi żal Berty – córki Państwa Bovary,
która (będąc owocem pogrążonej w apatii, rozrzutnej i pustej
kobiety oraz prostego i nie radzącego sobie z wydatkami doktora)
stała się osieroconym symbolem marazmu i rozpaczy zubożałej klasy
średniej.
TAK | |
Ilość stron: | 180 |
Jak się czyta ze względu na styl pisarski: | Na początku wolno, w miarę rozwoju wydarzeń mimowolnie czytanie idzie coraz szybciej i łatwiej |
Uuuaaa, fajna recenzja, zwłaszcza podsumowanko. Dobrze, że napisałaś żeby nie zniechęcać się na początku ...chociaż emocje, o których jest ta książka nie zachęcają do sięgnięcia po nią. Jakiś czas temu chciałam napisać recenzję książki na blogu i nie jest to takie proste, od razu się zniechęciłam.
OdpowiedzUsuńNie warto się zniechęcać, bo przez to można więcej stracić niż przez podjęcie się realizacji swojego pomysłu. Miło się czyta i można się odstresować wieczorami :)
OdpowiedzUsuń