Nie mam w zwyczaju recenzować filmów
złożonych z więcej niż 1 części, ale w tym wypadku postanowiłam
zrobić wyjątek, ponieważ oczarowała mnie inność oraz osobliwość
tego australijskiego dzieła.
CLOUDSTREET
Film Cloudstreet to złożona z trzech
części adaptacja noweli napisanej przez australijskiego pisarza
Tima Wintona. Produkcja z 2011 roku opowiada historię dwóch australijskich rodzin
[rodziny Pickles oraz rodziny Lamb], które z powodu dziwnych zbiegów
okoliczności dzielą wspólny dom. Poza wielowątkowością i
niezwykle filozoficznym wydźwiękiem, pierwsze co zadziwia w
Cloudstreet to charakterystyczny australijski 'slang', który
przejawia się zarówno w dziwnych słowach oraz konstrukcjach
zdaniowych, jak i w specyficznym i na moje oko trudnym akcencie
wszystkich bohaterów.
Główni bohaterzy
Cloudstreet to film, w którym nie jest
się w stanie wyszczególnić jednego, głównego bohatera.
Teoretycznie, po głębszym namyśle można wskazywać na chorego
chłopca, [Fisha Lamba, granego przez Huga Kingsley] ponieważ jego
postać jest z pewnością najbardziej ekscentryczna i wywołuje
najsilniejsze oraz najczulsze emocje. Bowiem był on normalnym
dzieckiem, do czasu nieszczęśliwego wypadku, w wyniku którego omal
nie utonął. Po tym akcydencie nie tylko zatrzymuje się w rozwoju,
lecz także traci wspomnienia zbierane od narodzin oraz poczucie
rzeczywistości..
..Lecz z pewnością nie można odmówić
głównych ról także innym bohaterom mieszkajacym na ulicy Cloud
Street. Chociażby ojcu Fisha, [Lester Lamb grany przez Geoffa
Morrella] który zdegradowany przez władczą żonę i przytłoczony
chorobbą syna, dzielnie znosi trudy bycia 'facetem do wykonywania
brudnej roboty' i tłumi w sobie kłębiące się w nim rządze,
którym tak czy siak, daje ostatecznie brutalny upust.
Zadziwia także rola Dolly Pickle [w
którą perfekcyjnie wcieliła się aktorka się Essie Davis], której
zachowanie wywołuje całą paletę uczuć w widzu. Począwszy od
wzgardy dla [z pozoru] próżnej i niewiernej żony, po litość i
współczucie dla kobiety, która zatacza się w alkoholowym wirze,
usilnie próbując odnaleźć dla siebie miejsce w przytłaczającej
ją rzeczywistości, tonącej we własnym marazmie
Film przepełniony filozoficznością
Praktycznie wszystkie występujące w
filmie postacie to ciekawe kreacje, które nie stanowią jedynie tła,
a wnoszą istotny charater do filmu. Na pewno nie jest to lekkie
dzieło na romantyczny wieczór czy kino ze znajomymi. Należy bowiem
włożyć nieco wysiłku intelektualnego w zrozumienie i odczytanie
przekazu, jaki zawiera Cloudstreet. Jest on bowiem przepełniony
filozoficznością, na co składają się zarówno wyśmienite wątki
egzystencjalne, jak i głęboko psychologiczne sytuacje. Cała
otoczka filmu jest przepełniona swoistym, magicznym klimatem, który
mocno zachęca do zgłębiania się w sedno australijskich dylematów
z początku lat 50-tych XX wieku.
Magiczna przygoda godna polecenia
Film Cloudstreet niezwykle mnie
poruszył. Być może jestem po prostu nieobeznana z australijskim
kinem, lecz ta produkcja wydała mi się inna niż większość
filmów, które do tej pory oglądałam.Od Cloudstreet bije niezwykła
świeżość. Film zmusza widza do dokładnej analizy sytuacji oraz
zachowań bohaterów, a także dostarcza nadzwyczaj wzruszających i
unikalnych doznań.
Z pewnością nie jest to film dla
każdego. Polecam go osobom o filozoficznym oraz empatycznym
usposobieniu, które szukają kina z nieco głębszym niż
hollywoodzkie produkcje przesłaniem. W szczególności polecam
Cloudstreet tym, którzy tak jak ja odczuwają rozkoszną egzaltację
podczas eksperymentowania i zmagania się z nieznanym środowiskiem.
Na koniec tylko dodam, że [Jeśli mam
być szczera] to starcie z australijskim językiem [albo może
lepiej: slangiem?;] było dla mnie nie lada wyzwaniem, bo niestety
napisów do filmu w moim języku ojczystym nie ma [i nic dziwnego!],
ale udało mi się przebrnąć przez film dzięki napisom angielskim,
choć mimo to znaczenie niektórych idiomów musiałam wyłapywać z
kontekstu, bo nie mogłami ch znaleźć nawet w słowniku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję Ci za poświęcony czas i pozostawienie komentarza :)