Jako, że nie znalazłam żadnego porządnego opracowania w internecie, postanowiłam sama streścić bardzo rzetelnie Parmenidesa. Generalnie na końcu dialog był tak pogmatwany, że wymiękłam, ale z ogólnego efektu mimo wszystko jestem zadowolona, gdyż i tak nie sądziłam, że tyle tego jakże 'przyjemnego' i 'przejrzystego' dialogu uda mi się przeczytać. Smacznego.
PARMENIDES - PLATON - STRESZCZENIE
Kefalos poprosił Adejmanta aby zaprowadził go do Antyfona, który od Pytodora słyszał rozmowy, jakie prowadził Zenon z Elei z Parmenidesem i Sokratesem. Chciał posłuchać o ich rozmowach, więc tak zrobili. Zastali Antyfona w domu, jak dawał kowalowi jakąś uzdę do naprawy. Po początkowym ociąganiu się (Antyfon narzekał, że to długa historia więc prawdopodobnie mu się nie chciało tego wszystkiego streszczać;), zaczął w końcu swoją historię:
Pytodoros mówił mu, że raz na wielkie Panateje przyjechał Zenon (lat ze 40, piękny i przystojny) i Parmenides (lat ze 65, mocno stary i siwy). Sokrates był wtedy bardzo młody (lat z 18) i udał się do domu Zenona, gdzie ten osobiście czytał swoje pismo. Pod koniec czytania wrócił z miasta Parmenides wraz z Arystotelesem, który należał do 30stu tyranów.
Gdy Zenon skończył czytanie swojego pisma, do akcji wkroczył krzepki Sokrates, polemizując z tezami Zenona zawartymi w jego piśmie, mówiąc, że Zenon twierdzi, że jeśli przedmiotów jest wiele, to niemożliwe, aby były zarówno podobne, jak i niepodobne. A więc wynika z tego, iż podobne nie mogą być niepodobne ani na odwrót, w związku z czym nie może być ich wiele! (No i co Zenonie, jak to wytłumaczysz? xoxo).
Sokrates wnioskuje, że Zenon podając dowody na to, że wielość nie istnieje, nie odkrywa Ameryki, a robi dokładnie to samo co Parmenides w swoich pismach, tyle tylko, że tamten dowodził, że wszystko jest Jedno. Idąc tym rozumowaniem, twierdzi Sokrates, iż widać, że jest coś ponad nasze pojęcie.
Na to Zenon mu odpowiada, że trochę nazbyt serio potraktował jego dzieło, które w swej istocie miało jedynie stanowić tarczę obronną na zarzuty do dzieła Parmenidesa i zostało napisane przez młodego buntownika, który miał ochotę się pokłócić, aniżeli przez dojrzałego męża.
Ale Sokrates przyjmuje to, co powiedział Zenon i zgadza się z nim, ale pyta się go czy nie sądzi, że istnieje pewna postać podobieństwa sama dla siebie i przeciwna jej, niepodobna do niej, dwie postacie, w których inne rzeczy uczestniczą. Te rzeczy, które uczestniczą w podobieństwie stają się podobne, o tyle, o ile w nim uczestniczą, uczestniczące w niepodobieństwie, stają się niepodobne, zaś uczestniczące w jednym i drugim, stają się podobne i niepodobne zarazem. Nie ma więc nic dziwnego w wykazaniu jedności i wielości zarazem. → Tu Sokrates podaje przykłady: Gdy chce w sobie wykazać wielość to porównuje swoja lewą stronę do prawej strony, a górną część ciała do dolnej, zaś gdy chce w sobie wykazać jedność to zestawia siebie jednego, jako człowieka z sześcioma innymi ludźmi. Można więc wykazać w jednej rzeczy zarówno wielość, jak i jedność, nie określając jednocześnie wielości jako jedności.
W tym momencie Pytodoros zauważył, że zamiast złości na twarzach Zenona i Parmenidesa widnieje radość (szykuje się coś grubszego xo). Parmenides zapytał Sokratesa, czy on sam rozróżnia pewne postacie same, od rzeczy które je mają w sobie. Jak na przykład pewną postać samą w sobie tego, co sprawiedliwe, od sprawiedliwości itp. Sokrates początkowo odpowiada Parmenidesowi, że tak, ale kiedy dochodzi do tak błahych i 'niskich' pojęć jak błoto czy włos, to Sokratesowi zaczyna rzednąć mina. Twierdzi, że często zastanawiał się, czy tego typu rzeczy mogą mieć swoje postacie, ale żeby nie zostać poniekąd wyśmianym i samemu nie popaść w paranoję, stwierdza, że te 'podlejsze' rzeczy, są już takie jakimi je widzimy. Dlatego też zajmuje się jedynie tymi rzeczami, które mają swoje postacie.
Jak można się domyślić, po tej wypowiedzi Parmenides (jedzie równo po Sokratesie;) stwierdza, że dlatego Sokrates plecie takie bzdury, bo jeszcze się go filozofia nie trzyma i zważa na mniemania innych ludzi. Ale mimo tego, zadaje kolejne pytania Sokratesowi (hmm, czyżby był ciekaw odpowiedzi? xo). Chce wiedzieć czy skoro wg Sokratesa postać (pozostając jedną) jest w wielu przedmiotach cała, to czy nie wynika z tego, że ona (postać) będąc czymś jednym i tym samym w licznych przedmiotach oddzielonych od nich, będzie w nich cała tkwiła i w ten sposób będzie oddzielona także od samej siebie. Ale Sokrates mówi, że nie i porównuje ją do dnia, który będąc tym samym, w wielu miejscach jednocześnie pozostaje dniem. Ale Parmenides ciągnie to dalej, podając przykład żagla, który unosi się nad każdym, ale nie jako cały, tylko jako unosząca się nad każdym część żagla. To prowadzi Parmenidesa,do tego że jednak postacie same są podzielne, a więc przedmioty, które w nich uczestniczą, uczestniczą w jej częściach, w związku z czym w każdej rzeczy nie będzie tkwić cała postać, a tylko jej część.
Ale tak przecież wg Sokratesa być nie może, bo przedmioty nie mogą uczestniczyć w postaciach cząstkowo. A więc mamy problem, bo wychodzi na to, że przedmioty nie mogą uczestniczyć w postaciach ani całościowo, ani cząstkowo. Co więcej, Parmenides zarzuca Sokratesowi, że jak widzi wiele przedmiotów wielkich, to mu się wydaje, że jest jakaś jedna i ta sama idea i dlatego sądzi, że to, co wielkie jest czymś Jednym. A przecież patrząc na taką wielkość oczyma duszy, zaraz stwierdzi, że musi istnieć jakaś inna wielkość, wielkości samej i przedmiotów w niej uczestniczących, a dalej jeszcze inna, dzięki której te wszystkie będą mogły być wielkie i tak w nieskończoność.
Niby dobre, ale Sokrates i z tą trudnością sobie poradzi ;) Bo drogi Parmenidesie, a może każda postać, to tak naprawdę myśl o tych rzeczach, która nie może tkwić nigdzie indziej, aniżeli w duszy. Bum! I problem rozwiązany.
Hmm.. (myśli Parmenides), no ale jeśli w ten sposób inne przedmioty uczestniczą w postaciach, to albo myślisz, że każdy przedmiot jest stworzony z myśli, więc wtedy wszystko myśli, albo też istnieją takie myśli, co nie myślą.. LOL.
Ależ nie, odpiera Sokrates. Po prostu te postacie są w naturze jako pierwowzory, a inne przedmioty to ich odwzorowania, które są do nich bardziej podobne. Uczestniczenie polega zatem tylko na pewnym odwzorowaniu.
Wynika więc z tego, że nic nie może być podobne do żadnej postaci lub czegoś innego, bo wtedy poza tą postacią zaraz by się pokazała inna podobna do tamtej, a po niej jeszcze inna i tak w nieskończoność. A zatem przedmioty nie uczestniczą w postaciach swoim do nich podobieństwem, więc należy szukać jakiegoś innego, w którym uczestniczą.
Ale to nie jest jeszcze nawet w połowie największa z trudności na jakie napotykamy, rozprawiając o ideach. Tutaj Parmenides w swoich dłuższych wywodach, kilka z nich podaje. Po pierwsze tylko sama postać wiedzy może poznać rodzaje same, a my skoro nie mamy wiedzy samej, to nie znamy żadnej postaci. Po drugie, skoro tylko bóg potrafi poznać to co u nas, bo posiada wiedzę samą (na to, że bóg ma tę właściwość Parmenides z Sokratesem się zgodzili) to ta wiedza nie może poznawać nas ani tego co u nas i tak samo my nie możemy poznać naszą wiedzą niczego z Boga. Wniosek: Oni dupa, a nie naszymi Panami są, bo jednak nie znają spraw ludzkich. Dochodzi się więc do wielu sprzeczności, na które Sokrates powinien umieć odpowiedzieć chcąc rozprawiać o filozofii. Tak więc Parmenides znowu pojeżdża Sokratesa o zbyt młody wiek na filozofowanie i daje mu wskazówki, które mają mu pomóc się wyćwiczyć w sztuce filozofowania. Mówi, że trzeba to robić tak jak Zenon, odsunąć się od rzeczy widzialnych i tych, które łatwo można uchwycić myślą. Ponadto należy nie tylko patrzeć, czy istnieje to co wynika z jakiegoś przyjętego założenia, ale również brać pod uwagę nieistnienie tego. Czyli gdy np. chcesz mówić o tym, że istnieje wiele przedmiotów, to załóż także, że wiele przedmiotów nie istnieje i rozważaj jedno i drugie. Jeśli zaś chodzi o inne rzeczy, to rozważaj je i w stosunku do siebie samych i w stosunku do czegoś innego.
W tym momencie Sokrates sprytnie odwraca falę krytyki. Dziwi się, czemu Parmenides sam nie pokazał tego, o czym rzekomo poucza Sokratesa. Parmenides używa jakichś tanich wymówek, w stylu: staremu nie zadaje się tego typu pytań. Podobnie tłumaczy się Zenon i zwala odpowiedź na na Parmenidesa, który ostatecznie odpowiada(po tym jak Pytodoros i Arystoteles przyłączają się do prośby o zaprezentowanie metody, o której poucza Sokratesa).
Parmenides wychodzi więc od tego czy istnieje Jedno, czy nie istnieje i co z tego wynika. Prosi najmłodszego (Arystotelesa), aby odpowiadał na pytania zadawane przez Parmenidesa. Parmenides zadaje cały szereg pytań, w których min. od tego, że jedno nie może być wielością, wysnuwa min. że Jedno nie będzie ani całością ani nie będzie mieć części, ani nie będzie mieć początku, środka i końca (bo wtedy miałoby części, tj. granice, nie będzie więc nieskończone). Dalej, Jedno nie będzie mieć kształtu prostego ani okrągłego, a będąc takim, nie będzie nigdzie, bo nie może być ani w czymś innym, ani w sobie.
Dalej, jeśli Jednego nie ma ani w sobie samym, ani w czymś innym, to nie może poruszać się, w znaczeniu zmiany jakościowej ani kręcić się w miejscu w kółko. Zatem Jedno nie jest także ani w tym samym, ani z sobą samym, ani w czymś innym, więc nie może być czymś różnym, nie może być nacechowane identycznością, tożsamością, istnieć w czasie itp. itd. Tak dochodzi do wniosku, że Jednego nie ma (nie jest Jednym, nie ma nazwy, nie ma ścisłego ujęcia, ani jakiejś wiedzy o tym nie ma, ani mniemania, ani spostrzeżenia).
Ale żeby być pewnym, że się w niczym nie pomylił, Parmenides na nowo wychodzi od założenia, że istnieje Jedno i znowu leci z różnymi następstwami które z tego wynikają. No i zauważa, że żeby Jedno istniało, to nie może nie uczestniczyć w swoim istnieniu itp. itd. Analiza tych samych przesłanek prowadzi go tym razem do innych wniosków.
Parmenides teraz zauważa, że Jedno istnieje (istniało i będzie istnieć), staje się, może mieć coś swego i czegoś dotyczyć, więc może istnieć o nim i wiedza i spostrzeżenie i mniemanie, ma swoją nazwę i swój sens. Dalej Jedno jest i Jednym i mnóstwem i powstaje i ginie, a rozważając rzeczy inne niż Jedno dojdziemy do tego, że muszą one stanowić jedność i całość doskonałą, posiadającą części (bo inne rzeczy muszą uczestniczyć w całości, a posiadają części).
Parmenides określa w ty miejscu także naturę cząstek, z których złożone są rzeczy inne niż Jedno. Skoro Jedno składa się z części, które są co do części nieokreślone i uczestniczą w określeniu bo o ile wszystkie są co do swojej natury nieokreślone, o tyle są nacechowane tym samym. Więc o o ile są określone i nieokreślone, o tyle są nacechowane tymi znamionami (które jak widać są sobie przeciwne). Wynika z tego, że rzeczy te muszą być i same do siebie i do siebie nawzajem i podobne i niepodobne, i z sobą identyczne i różne itp. itd. Dalej Jeśli istnieje Jedno to rzeczy od niego różne nie mają niczego innego od tych rzeczy, w czym mogłyby istnieć te rzeczy i Jedno razem. A więc Jedno i inne rzeczy nigdy nie są w tym samym, więc inne rzeczy nie mogą uczestniczyć w tej całości z Jednym. To implikuje, że inne rzeczy nie stanowią także mnogości z Jednym, bo wtedy byłyby częścią całości, czyli ich nie ma (więc nie są też ani podobne ani niepodobne etc. do Jednego, bo nie mogą w jakichś dwóch przeciwieństwach uczestniczyć skoro nie uczestniczą nawet w Jednym → wynika z tego min. także, że zatem nie przysługuje im też żaden ruch).
Czyż nie intrygujące wnioski wysnuwa Parmenides? Ale to jeszcze nie koniec. Te rozważania nasuwają końcowy wniosek, który mówi, że jeśli Jedno istnieje, to jest i wszystkim i niczym, zarówno w stosunku do siebie, jak i w stosunku do innych rzeczy. Co więc wynika z tego, że to cale Jedno to ściema? - pyta Parmenides.
Na początek zastanawia się czy sformułowanie pytania: 'Czy Jedno nie istnieje?' różni się czymś od sformułowania pytania: 'Jeżeli nie istnieje nic, co nie jest Jednym?' itd. itd.
Pytodoros mówił mu, że raz na wielkie Panateje przyjechał Zenon (lat ze 40, piękny i przystojny) i Parmenides (lat ze 65, mocno stary i siwy). Sokrates był wtedy bardzo młody (lat z 18) i udał się do domu Zenona, gdzie ten osobiście czytał swoje pismo. Pod koniec czytania wrócił z miasta Parmenides wraz z Arystotelesem, który należał do 30stu tyranów.
Gdy Zenon skończył czytanie swojego pisma, do akcji wkroczył krzepki Sokrates, polemizując z tezami Zenona zawartymi w jego piśmie, mówiąc, że Zenon twierdzi, że jeśli przedmiotów jest wiele, to niemożliwe, aby były zarówno podobne, jak i niepodobne. A więc wynika z tego, iż podobne nie mogą być niepodobne ani na odwrót, w związku z czym nie może być ich wiele! (No i co Zenonie, jak to wytłumaczysz? xoxo).
Sokrates wnioskuje, że Zenon podając dowody na to, że wielość nie istnieje, nie odkrywa Ameryki, a robi dokładnie to samo co Parmenides w swoich pismach, tyle tylko, że tamten dowodził, że wszystko jest Jedno. Idąc tym rozumowaniem, twierdzi Sokrates, iż widać, że jest coś ponad nasze pojęcie.
Na to Zenon mu odpowiada, że trochę nazbyt serio potraktował jego dzieło, które w swej istocie miało jedynie stanowić tarczę obronną na zarzuty do dzieła Parmenidesa i zostało napisane przez młodego buntownika, który miał ochotę się pokłócić, aniżeli przez dojrzałego męża.
Ale Sokrates przyjmuje to, co powiedział Zenon i zgadza się z nim, ale pyta się go czy nie sądzi, że istnieje pewna postać podobieństwa sama dla siebie i przeciwna jej, niepodobna do niej, dwie postacie, w których inne rzeczy uczestniczą. Te rzeczy, które uczestniczą w podobieństwie stają się podobne, o tyle, o ile w nim uczestniczą, uczestniczące w niepodobieństwie, stają się niepodobne, zaś uczestniczące w jednym i drugim, stają się podobne i niepodobne zarazem. Nie ma więc nic dziwnego w wykazaniu jedności i wielości zarazem. → Tu Sokrates podaje przykłady: Gdy chce w sobie wykazać wielość to porównuje swoja lewą stronę do prawej strony, a górną część ciała do dolnej, zaś gdy chce w sobie wykazać jedność to zestawia siebie jednego, jako człowieka z sześcioma innymi ludźmi. Można więc wykazać w jednej rzeczy zarówno wielość, jak i jedność, nie określając jednocześnie wielości jako jedności.
W tym momencie Pytodoros zauważył, że zamiast złości na twarzach Zenona i Parmenidesa widnieje radość (szykuje się coś grubszego xo). Parmenides zapytał Sokratesa, czy on sam rozróżnia pewne postacie same, od rzeczy które je mają w sobie. Jak na przykład pewną postać samą w sobie tego, co sprawiedliwe, od sprawiedliwości itp. Sokrates początkowo odpowiada Parmenidesowi, że tak, ale kiedy dochodzi do tak błahych i 'niskich' pojęć jak błoto czy włos, to Sokratesowi zaczyna rzednąć mina. Twierdzi, że często zastanawiał się, czy tego typu rzeczy mogą mieć swoje postacie, ale żeby nie zostać poniekąd wyśmianym i samemu nie popaść w paranoję, stwierdza, że te 'podlejsze' rzeczy, są już takie jakimi je widzimy. Dlatego też zajmuje się jedynie tymi rzeczami, które mają swoje postacie.
Jak można się domyślić, po tej wypowiedzi Parmenides (jedzie równo po Sokratesie;) stwierdza, że dlatego Sokrates plecie takie bzdury, bo jeszcze się go filozofia nie trzyma i zważa na mniemania innych ludzi. Ale mimo tego, zadaje kolejne pytania Sokratesowi (hmm, czyżby był ciekaw odpowiedzi? xo). Chce wiedzieć czy skoro wg Sokratesa postać (pozostając jedną) jest w wielu przedmiotach cała, to czy nie wynika z tego, że ona (postać) będąc czymś jednym i tym samym w licznych przedmiotach oddzielonych od nich, będzie w nich cała tkwiła i w ten sposób będzie oddzielona także od samej siebie. Ale Sokrates mówi, że nie i porównuje ją do dnia, który będąc tym samym, w wielu miejscach jednocześnie pozostaje dniem. Ale Parmenides ciągnie to dalej, podając przykład żagla, który unosi się nad każdym, ale nie jako cały, tylko jako unosząca się nad każdym część żagla. To prowadzi Parmenidesa,do tego że jednak postacie same są podzielne, a więc przedmioty, które w nich uczestniczą, uczestniczą w jej częściach, w związku z czym w każdej rzeczy nie będzie tkwić cała postać, a tylko jej część.
Ale tak przecież wg Sokratesa być nie może, bo przedmioty nie mogą uczestniczyć w postaciach cząstkowo. A więc mamy problem, bo wychodzi na to, że przedmioty nie mogą uczestniczyć w postaciach ani całościowo, ani cząstkowo. Co więcej, Parmenides zarzuca Sokratesowi, że jak widzi wiele przedmiotów wielkich, to mu się wydaje, że jest jakaś jedna i ta sama idea i dlatego sądzi, że to, co wielkie jest czymś Jednym. A przecież patrząc na taką wielkość oczyma duszy, zaraz stwierdzi, że musi istnieć jakaś inna wielkość, wielkości samej i przedmiotów w niej uczestniczących, a dalej jeszcze inna, dzięki której te wszystkie będą mogły być wielkie i tak w nieskończoność.
Niby dobre, ale Sokrates i z tą trudnością sobie poradzi ;) Bo drogi Parmenidesie, a może każda postać, to tak naprawdę myśl o tych rzeczach, która nie może tkwić nigdzie indziej, aniżeli w duszy. Bum! I problem rozwiązany.
Hmm.. (myśli Parmenides), no ale jeśli w ten sposób inne przedmioty uczestniczą w postaciach, to albo myślisz, że każdy przedmiot jest stworzony z myśli, więc wtedy wszystko myśli, albo też istnieją takie myśli, co nie myślą.. LOL.
Ależ nie, odpiera Sokrates. Po prostu te postacie są w naturze jako pierwowzory, a inne przedmioty to ich odwzorowania, które są do nich bardziej podobne. Uczestniczenie polega zatem tylko na pewnym odwzorowaniu.
Wynika więc z tego, że nic nie może być podobne do żadnej postaci lub czegoś innego, bo wtedy poza tą postacią zaraz by się pokazała inna podobna do tamtej, a po niej jeszcze inna i tak w nieskończoność. A zatem przedmioty nie uczestniczą w postaciach swoim do nich podobieństwem, więc należy szukać jakiegoś innego, w którym uczestniczą.
Ale to nie jest jeszcze nawet w połowie największa z trudności na jakie napotykamy, rozprawiając o ideach. Tutaj Parmenides w swoich dłuższych wywodach, kilka z nich podaje. Po pierwsze tylko sama postać wiedzy może poznać rodzaje same, a my skoro nie mamy wiedzy samej, to nie znamy żadnej postaci. Po drugie, skoro tylko bóg potrafi poznać to co u nas, bo posiada wiedzę samą (na to, że bóg ma tę właściwość Parmenides z Sokratesem się zgodzili) to ta wiedza nie może poznawać nas ani tego co u nas i tak samo my nie możemy poznać naszą wiedzą niczego z Boga. Wniosek: Oni dupa, a nie naszymi Panami są, bo jednak nie znają spraw ludzkich. Dochodzi się więc do wielu sprzeczności, na które Sokrates powinien umieć odpowiedzieć chcąc rozprawiać o filozofii. Tak więc Parmenides znowu pojeżdża Sokratesa o zbyt młody wiek na filozofowanie i daje mu wskazówki, które mają mu pomóc się wyćwiczyć w sztuce filozofowania. Mówi, że trzeba to robić tak jak Zenon, odsunąć się od rzeczy widzialnych i tych, które łatwo można uchwycić myślą. Ponadto należy nie tylko patrzeć, czy istnieje to co wynika z jakiegoś przyjętego założenia, ale również brać pod uwagę nieistnienie tego. Czyli gdy np. chcesz mówić o tym, że istnieje wiele przedmiotów, to załóż także, że wiele przedmiotów nie istnieje i rozważaj jedno i drugie. Jeśli zaś chodzi o inne rzeczy, to rozważaj je i w stosunku do siebie samych i w stosunku do czegoś innego.
W tym momencie Sokrates sprytnie odwraca falę krytyki. Dziwi się, czemu Parmenides sam nie pokazał tego, o czym rzekomo poucza Sokratesa. Parmenides używa jakichś tanich wymówek, w stylu: staremu nie zadaje się tego typu pytań. Podobnie tłumaczy się Zenon i zwala odpowiedź na na Parmenidesa, który ostatecznie odpowiada(po tym jak Pytodoros i Arystoteles przyłączają się do prośby o zaprezentowanie metody, o której poucza Sokratesa).
Parmenides wychodzi więc od tego czy istnieje Jedno, czy nie istnieje i co z tego wynika. Prosi najmłodszego (Arystotelesa), aby odpowiadał na pytania zadawane przez Parmenidesa. Parmenides zadaje cały szereg pytań, w których min. od tego, że jedno nie może być wielością, wysnuwa min. że Jedno nie będzie ani całością ani nie będzie mieć części, ani nie będzie mieć początku, środka i końca (bo wtedy miałoby części, tj. granice, nie będzie więc nieskończone). Dalej, Jedno nie będzie mieć kształtu prostego ani okrągłego, a będąc takim, nie będzie nigdzie, bo nie może być ani w czymś innym, ani w sobie.
Dalej, jeśli Jednego nie ma ani w sobie samym, ani w czymś innym, to nie może poruszać się, w znaczeniu zmiany jakościowej ani kręcić się w miejscu w kółko. Zatem Jedno nie jest także ani w tym samym, ani z sobą samym, ani w czymś innym, więc nie może być czymś różnym, nie może być nacechowane identycznością, tożsamością, istnieć w czasie itp. itd. Tak dochodzi do wniosku, że Jednego nie ma (nie jest Jednym, nie ma nazwy, nie ma ścisłego ujęcia, ani jakiejś wiedzy o tym nie ma, ani mniemania, ani spostrzeżenia).
Ale żeby być pewnym, że się w niczym nie pomylił, Parmenides na nowo wychodzi od założenia, że istnieje Jedno i znowu leci z różnymi następstwami które z tego wynikają. No i zauważa, że żeby Jedno istniało, to nie może nie uczestniczyć w swoim istnieniu itp. itd. Analiza tych samych przesłanek prowadzi go tym razem do innych wniosków.
Parmenides teraz zauważa, że Jedno istnieje (istniało i będzie istnieć), staje się, może mieć coś swego i czegoś dotyczyć, więc może istnieć o nim i wiedza i spostrzeżenie i mniemanie, ma swoją nazwę i swój sens. Dalej Jedno jest i Jednym i mnóstwem i powstaje i ginie, a rozważając rzeczy inne niż Jedno dojdziemy do tego, że muszą one stanowić jedność i całość doskonałą, posiadającą części (bo inne rzeczy muszą uczestniczyć w całości, a posiadają części).
Parmenides określa w ty miejscu także naturę cząstek, z których złożone są rzeczy inne niż Jedno. Skoro Jedno składa się z części, które są co do części nieokreślone i uczestniczą w określeniu bo o ile wszystkie są co do swojej natury nieokreślone, o tyle są nacechowane tym samym. Więc o o ile są określone i nieokreślone, o tyle są nacechowane tymi znamionami (które jak widać są sobie przeciwne). Wynika z tego, że rzeczy te muszą być i same do siebie i do siebie nawzajem i podobne i niepodobne, i z sobą identyczne i różne itp. itd. Dalej Jeśli istnieje Jedno to rzeczy od niego różne nie mają niczego innego od tych rzeczy, w czym mogłyby istnieć te rzeczy i Jedno razem. A więc Jedno i inne rzeczy nigdy nie są w tym samym, więc inne rzeczy nie mogą uczestniczyć w tej całości z Jednym. To implikuje, że inne rzeczy nie stanowią także mnogości z Jednym, bo wtedy byłyby częścią całości, czyli ich nie ma (więc nie są też ani podobne ani niepodobne etc. do Jednego, bo nie mogą w jakichś dwóch przeciwieństwach uczestniczyć skoro nie uczestniczą nawet w Jednym → wynika z tego min. także, że zatem nie przysługuje im też żaden ruch).
Czyż nie intrygujące wnioski wysnuwa Parmenides? Ale to jeszcze nie koniec. Te rozważania nasuwają końcowy wniosek, który mówi, że jeśli Jedno istnieje, to jest i wszystkim i niczym, zarówno w stosunku do siebie, jak i w stosunku do innych rzeczy. Co więc wynika z tego, że to cale Jedno to ściema? - pyta Parmenides.
Na początek zastanawia się czy sformułowanie pytania: 'Czy Jedno nie istnieje?' różni się czymś od sformułowania pytania: 'Jeżeli nie istnieje nic, co nie jest Jednym?' itd. itd.
Generalnie Parmenides w dalszym ciągu gada o tym samym, tyle tylko, że innymi słowami, zaś Platon do końca dialogu krytykuje samego siebie (co jest dziwne, biorąc pod uwagę to, że jest to dialog zaliczany do dialogów późnych), poprzez postać Sokratesa ;)
Mantis, Filozofia, III rok.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję Ci za poświęcony czas i pozostawienie komentarza :)